Andrzej Pitoń-Kubów
wiersze, teksty z archiwum
ECHO GŁOSU ... · Szczęśliwym było być ...

szczęśliwym było być przy oknie
 ... (śp. Mietkowi Fudali, prezesowi Koła 54 Kościelisko)

próżne szepty modlitw szczególnych
o chodćby jeszcze szczyptę życia
dni policzone na palcach w ocenie
szpitala - Resurrection Health Care

na tle białej ściany
heroicznym cieniem przemyka
obraz znajomy w tonacji bitwy
dni tygodnie poza wszelką oceną

po analizie krwi żałosny widok

czuje jak sił ubywa bez wątpliwości
słabnie na ciele i duchu
kropla po kropli ...
ścieka z kroplówką nadzieja

tu zazwyczaj rodzi się wszystko
gaśnie w myśl drugiej zasady
przez kilka chwil szepcze domysłów głosem
w sen uzbrojony ucieka

zmaga się serce rytm przyśpieszając
pot się leje i myślę o tym od ostatniej wizyty
nad każdym z nas wisi widmo
nawet gdy zamknięte śpią powieki

MF ... połyka marzenia

pacjent ... nazwijmy go ... M
sny śnił na łóżku w bliskości okna
wolno mu było na krawędzi usiąść
wpiętym w dożylną kroplówkę

koledze ze sali nazwijmy go - F
tylko leżeć na wznak nieruchomo
do łóżka przykutym
najokrutniej na świecie

błądząc myślami rozmawiali
o życia potocznych sprawach
o najbliższej rodzinie – (tu z cichym drżeniem)
o pracy, że wszystko wyszło inaczej

z nieokreślonej przyczyny
nieznane nękają nas plagi
Bóg jest obecny i nieobecny
a świat okrutny jest jaki jest

mężczyzna z łóżka przy oknie - M
mógł z trudem usiąść i wzrok wydłużyć
zdając relacje w głąb sąsiadowi
potrafił wędrować ku szczytom

pacjent z łóżka pod ścianą w głębi - F
w bezruchu na zawsze zaniemógł
od dawien dawna złożony chorobą
ślinę przełyka i łzę co kapie z oka

w życiu ścinanym przez czas
jego świat się przez to powiększał
jak promyk słońca owinięty dobrem
ściskał - nie chcąc wypuścić z rąk ...

 M do F ... oto śledzę obłoki

ogarniają moc ziemi
z której wstaje plon źrały
w brudnych dłoniach chleb jasny
świt zamglony jutrzence się żali
miłością do chłopskiej skiby
jak świat szeroki i długi
miedze od płotu do płotu
ludzie idą w rytmie kroków
siać będą na niej z nadzieją

wspinam się teraz po drzewach
gałęzie trzymam za ręce
prowadźcie przez resztę życia
po dziedzinach górach dolinach
życie twarde - kobiety w bólach rodzą dzieci
tyle radości wokoło bocianie gniazda
bez różnicy młodzi starzy tak samo szczęśliwi

(a teraz spojrzał w niebo i westchnął)

rozmawiam z ptakami trzepoczą skrzydłami
są w drodze nierozmyślnie po gałęziach siadają
prawdziwe oblężenie dolnej nawy
na poddaszu ze szklanym oknem gołębnik
matka młode z gniazda wywiodła
głos mu się w sercu załamał
gdy jastrząb na skrzydłach nadleciał

w oddali pejzaże bez końca
wiatr szepcze akcentem przez liście
piękny widok na okolicę
w pobliskim jeziorze kąpią się oczy

wśród łąk żywe kwiaty i pachnie bez
wszystko kwitnące jak oczy cudu
w kolorach radości na łodygach się chwieją
zakochani trzymają miłość za ręce

kiedy M - opisywał pachnące gałązki róż
z najmniejszymi zdjęć detalami
F - bez tchnienia zamykał oczy
głęboko zapadał w idylliczny pejzaż

mijały dni jak zapalona świeca powoli
jasność sie gubi pewnego poranka - salowa
znalazła M (to ten sam od okna) z uśmiechem
zmarł podczas snu - oczy skronie usta

(wezwano pomoc – pochylili się nisko)

F - poprosił personel o przeniesienie
właśnie (na łóżko M) przy oknie tak pięknie
cierpiący na łokciu się podniósł z trudnością
rzucił spojrzenie na świat istniejący za oknem

pajęczą sieć i dmuchawce w oknie zobaczył
białą ścianę do połowy stygnący cień
kamienicy mur wysoki przetrwał
i w sercu mu dziwnie smutno

z zaciekawieniem spytał pielęgniarkę
co doskwierało niedawno zmarłym M
aby opisywać tak wspaniałe sielanki?
powiedziała; to był szczery promień

M – z pejzażem był urodzony od urodzenia
widział przyrodę w rzeczywistym świetle
radością wzruszeń podtrzymywał na duchu innych
przez dni kolejne - dalej i dalej - zaległa cisza!